Z sową.
Oooo, dzisiaj zrobiło się zimno na poważnie. Nie wiem jak ja przetrwam zimę, kiedy temperatura spadnie poniżej zera i poprószy śnieg. Oby nie poprószył tak jak cztery lata temu bodajże… Całą zimę przyklejona do łopaty byłam. I mróz -30 stopni w nocy i niewiele mniej w dzień. Kto widział w naszym klimacie taki minus?? W niewykończonym domku zamarzła nam wtedy woda w rurkach w łazience. Cały dzień rozgrzewałam rurki suszarką do włosów… Pocieszam się, że do końca roku jakoś zleci, a od początku będę już żyła myślą o wiośnie.
Ale nie ma co biadolić, takie ptactwo, dajmy na to, ma gorzej.
W załączeniu właśnie sowa w zimowym pejzażu. Na herbaciarce.