Srebrzysty.
Taki mi się mroźny konik popełnił. Nadający się w sam raz na świąteczną komodę 😉
Ostatnio zapytałam chłopaków, co jemy na Wigilię. Oczywiście paluszki z makiem, uszka z grzybami i barszczykiem, śledzia, karpia… Ten ostatni szczególnie zainteresował Emila. Czy kupimy żywego? Hmmm… No ostatecznie może popływać w wannie w pralni te kilka dni. Od razu rozwiałam nadzieje Emila, że karp zostanie z nami na zawsze. I dodałam, że przed świętami będziemy musieli go zabić. Najpierw zrobił smutną minę, ale zaraz mu się oczy zaświeciły – Wiem mamo, zabijemy go harpunem!
No nie mieliśmy jeszcze takiej tradycji…
I całe szczęście, że na tę imprezę nie musimy płynąć statkiem wielorybników, bo mam chorobę morską…