Przedwczoraj było ładnie, wczoraj znośnie, a dzisiaj… szkoda słów.

1 maja wzięłam się za plewienie kawałka skopanego w zeszłym roku przez mojego EM. Żeby się zbytnio nie sponiewierać i oszczędzić kręgosłup, plewiłam… na siedząco. Myślałam, że się nie da, ale się dało.

Już dawno obiecałam sobie, że nic nie będę siała. Może jakąś gotową rozsadę pomidorów i ogórków posadzę. I zielony groszek dla Emila posieję. Jednak wieczorem wyciągnęłam karton z nasionami i bulwami kwiatów. I już byłam zgubiona…

2 maja wczesnym ranem mój EM wykopał dołki pod dalie, ja wyciągnęłam karpy, bulwy i nasiona i się zaczęło!

Dalie posadziłam pod płotem, a w kilku rzędach pokaźną kolekcję mieczyków. Na to rozrzuciłam nasiona cynii. W zeszłym roku, jak mieczyki przekwitły to miałam takie łyse miejsce, więc w tym roku postanowiłam obsadzić to cyniami. Pierwszy raz wsiałam wprost do gruntu, a nie robiłam rozsady. Ciekawa jestem efektu.

Po  mieczykach i cyniach przyszła kolej na fasolkę szparagową. W ostatnim roku miałam kilka rachitycznych krzaczków, ale zbiory były zaskakująco duże. Posiałam więc z dużą nadzieją na obfite plony.

Dalej wysiałam dwa rodzaje sałaty, a pomiędzy nimi posadzę z pięć krzaków pomidorów, ale to po „zimnej Zośce”. Zostawiłam sobie też miejsce na ogórki.

Zajrzałam do kartonu z nasionami i żal mi było zostawić marchewki, pietruszki i buraczków. A co tam, chociaż po jednym rzędzie. Potem w ręce wpadła mi roszponka i rukola. Przecież nie zostawię. Wysadziłam po jednym rzędzie.

W kilku rzędach posiałam groch. Akurat obok było trochę miejsca, więc wysiałam jeszcze koperek.

Nie chciało mi się sprawdzać, co obok czego nie może rosnąć, więc na wszelki wypadek rozdzieliłam zasiewy nagietkiem. I miałam jeszcze w ziemi czosnek z zeszłego roku. Zostawiłam go dla ochrony przed szkodnikami.

Z gotowych rozsad kupię jeszcze kalarepkę, seler i por. 

Na rabatce tulipanowej posiałam nasturcję, wykopałam samosiejki dziewanny i posadziłam pod ścianą. W ręce wpadła mi jeszcze torebka z białym, pachnącym groszkiem, więc też wysiałam. No i obowiązkowo maciejka. Przed gankiem.

Jeszcze gdzieś muszę upchnąć cały wór pacioreczników i kilka bulw dalii, których nie zdążyłam opisać jesienią.

Tak się rozpędziłam, że z moich obietnic o „nicniesianiu” pozostało wspomnienie 😉

A na zdjęciu taki floksik kanadyjski, o pięknych bladofioletowych kwiatach. Mam jeszcze egzemplarz w kolorze białym. Pierwszy raz zakwitł w tym roku i jestem nim zachwycona.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Koszyk

Powrót do góry