
Otworzyłam nim sezon na te owoce.
Chutney’e odkryłam dopiero w zeszłym sezonie. Szkoda, ze tak późno.
Ich niewątpliwą zaletą jest to, że można je zrobić właściwie z każdego owocu czy warzywa. W zeszłym roku robiłam z agrestu, rabarbaru i ogórków.
Po zimie zostały po nich jedynie słoiczki i wspomnienie, więc w tym sezonie postanowiłam, że zaszaleję z różnorodnością.
Chutney to rodzaj zwykle ostrego i gęstego sosu, stosowanego w kuchni indyjskiej.
My go podajemy do mięsa, do potraw z grilla, a nawet smarujemy nim chleb pod wędlinę.
Kto lubi dużą ilość przypraw – chutney będzie mu smakował.
Porzeczki na działce Michała obrodziły jak zawsze, więc za przyzwoleniem systematycznie je obrywam.
Inspirację do rzeczonego chutney’a znalazłam tutaj.
Składniki
- ok. 1 kg porzeczki
- 10 łyżek cukru
- 1 łyżeczka pieprzu cytrynowego
- 1 łyżeczka ziaren kolorowego pieprzu
- 1/2 łyżeczki ziaren kolendry rozgniecionych w moździerzu
- 3 ziarna ziela angielskiego rozgniecione w moździerzu
- pół łyżeczki pieprzu cayenne
- łyżka octu winnego
Z powodu chwilowego braku cynamonu, pominęłam go w przepisie. Gdybym go miała, dodałabym szczyptę.
Wykonanie
Składniki umieszczamy w garnku, najlepiej z grubym dnem (Uwaga! Chutney lubi się przypalić) i gotujemy ok 40 minut, aż sos lekko zgęstnieje.
Gorący chutney przekładamy do wyprażonych słoiczków – najlepiej też gorących. Zakręcamy, odwracamy do góry dnem. Ja chutney’a nie pasteryzuję, choć oczywiście można.
Przy okazji pakowania gorących przetworów do gorących słoiczków: niezwykle przydatna jest tu porządna kuchenna rękawica.
Tak przygotowany chutney ma piękny, karminowy kolor, porzeczki wyglądaj w nim jak koraliki, a dzięki kwaskowatości owoców, ma też wyjątkowy kwaśno-ostry smak. Polecam. Będę go na pewno powtarzać w kolejnych sezonach 😉