…i pozostały wspomnienia.
Wakacje, długo oczekiwany urlop, plany zrobione już w styczniu – co u nas jest sporą nowością, bo jak dotąd z różnych przyczyn mieliśmy wakacje last minute… I tym razem było świetnie.
Pierwsze były Kaszuby i mała miejscowość Wiele.
Mimo, że Emil pojechał tam średnio zadowolony, bo ze złamaną ręką – atrakcje zrekompensowały mu wszystko.
Mieszkaliśmy w uroczym domku pod lasem, zwiedziliśmy okolice bliższe i dalsze – m.in. Zamek Krzyżacki w Malborku, byliśmy na grzybach, dokładnie kurkach, bo na takie akurat był wysyp.
O ile grzybobranie było atrakcyjne dla mnie, o tyle łowienie ryb dla Emila. Mimo kontuzji fachowo zarzucał wędkę z łódki na jeziorze. Gorzej było z łowieniem z brzegu, bo haczyk ciągle fruwał po drzewach i zaroślach i M. cierpliwie za każdym razem go ściągał, albo zrywał i zakładał nowy. W całym tym łowieniu mnie przypadła zaszczytna rola pitraszenia, przygotowania i zjedzenia połowu. W którymś momencie rola mnie przerosła i zaczęłam już smażyć, marynować i upychać do słoików… Jem teraz w domu 😉
Wróciliśmy szczęśliwi i wypoczęci, a tydzień potem na Kaszubach nawałnica zniszczyła to wszystko, czym się zachwyciliśmy…
Po przepakowaniu, dwa dni po powrocie z Wiela, ruszyliśmy z Emilem na pielgrzymi szlak na Jasną Górę. M. dołączył do nas w weekend. Stwierdzam, że każde kolejne pielgrzymowanie jest łatwiejsze, co nie znaczy że bez wysiłku. Ale mimo, że mieliśmy właściwie każdą pogodę: upał, ulewy, burze, wichury – w tym roku było jakoś łatwiej i pielgrzymka upłynęła nam ekspresowo. Emilowi dzień przed wymarszem ściągnięto gips, więc też czuł się bardziej komfortowo. Wspaniały czas na przemyślenia i ładowanie akumulatorów dla duszy na cały rok.
Urlop zakończyliśmy rozrywkowo i tanecznie, bo na ślubie i weselu Magdy i Adriana, których serdecznie pozdrawiam i życzę nieustannie wszystkiego co najlepsze na tym nowym, wspólnym etapie życia.
I tak nam upłynęły ponad dwa wspaniałe tygodnie. Zostały nam fantastyczne wspomnienia i już planujemy wakacje 2018 😉