W jesiennym słońcu.
Wiem, że to nie pora, ale ten wzór chodził za mną od dawna, to zrobiłam.
Dzisiaj dzień przetwarzania. Właśnie pasteryzują się ostatnie cebulki – przepis na nie znajdziecie tutaj. Są absolutnie najlepsze i zarażam nimi innych.
Sok z czarnego bzu zrobiony i papryka też. Wczorajsze „bzubranie” okazało się totalnym fiaskiem. Albo owoce były wyschnięte, albo krzak rósł w niedostępnych chaszczach, albo nie mogliśmy dosięgnąć tych na czubku. Do tego zaczął padać deszcz. W butach chlupało, a my chodziliśmy z pustymi wiadrami po rozległych łąkach – od krzaka do krzaka. Jakby nam piątej klepki brakowało… Ale co tam, znaleźliśmy za to przepiękne żołędzie do szkolnego kącika przyrody.
A teraz mam jedno marzenie. Żeby ktoś przyszedł i posprzątał mi kuchnię 😉