
Pobita sowa. To było pierwsze skojarzenie Emila, kiedy pokazałam mu panel na poduszkę do jego pokoju.
Jednak kawa w skrzydle, podeptany budzik, rozmemłana garderoba i otępiały wzrok to widok nas samych, zaczynających nowy dzień 😉
Niby obraz jak po walce, ale tak naprawdę od takiego stanu zaczynamy codzienne zmagania z życiem…
Jak co roku po cichu cieszę się, że skończyły się święta i wszystko wraca do normalnego trybu. Zaczyna się nowe. Dla mnie początek roku to czas wyzwań. Nie czas realizacji postanowień, o czym pisałam wcześniej. Ale czas wyzwań, mozolnej pracy nad układaniem życiowego planu i wypełnianiem czasu jaki został mi dany. Były lata kiedy początek roku był dla mnie koszmarem i potrzebowałam wiele czasu, aby się rozruszać. Były też takie – kiedy do wszystkich zadań podchodziłam z entuzjazmem. Teraz nastały lata umiarkowane: nie ma takiego entuzjazmu jak dawniej – przez co wolniej się wypalam, ale też nie ma przesadnego zniechęcenia i opieszałości. To umiarkowanie jednak nie jest jednoznaczne z rutyną. To raczej spokój dzięki któremu mogę wydajnie działać w różnych sferach życia.
Wracając do poduszki, to moja pierwsza z paneli od Pana Andrzeja Ciećwierza z Dzianinowego Raju.
Wcześniej szyłam czapki i kominy dla dzieciaków. Obłędne wzory i duży wybór dresówek. Zakupiłam kolejne, bo pomysły mi się tłoczą i przepychają… który zrealizować jako pierwszy.